Zemsta

Jak sami widzicie, trochę nie mam weny do pisania na blogu. Dlatego publikuję tekst kolegi, który rozczarowany brakiem mojej aktywności pozwolił sobie na skrobnięcie kilku ciepłych słów o milszych chwilach naszej profesji.

"W pewnym momencie imprezy, gdy parkiet jest pełen ludzi. Samych wynalazków, którzy są najbardziej zajebiści w swojej zajebistości. Wyciągasz zwykłą, półmetrową siekierę. Nic specjalnego, po prostu OBI wita. Masz ich na wyciągnięcie ręki, tych studentów, którzy poszli na studia, tylko po to, aby odwlec w czasie uświadomienie sobie, że są życiowo skończeni. Te pseudo gwiazdy, którym wydymane tysiącem chujów ego nie pozwala przyznać się do tego, że kurewstwo wyssały z mlekiem matki. I co najlepsze to możesz i bierzesz szeroki zamach. Jak chcesz, po skosie, zza głowy, nie ważne. I tak kółeczko najbliżej djki zostanie obficie zroszone strumieniem krwi i innych płynów ustrojowych buchających z pierwszej, lepszej krejzolki. I tutaj pojawia się problem logistyczny. Czy w serato odpalasz playlistę i idziesz w tłum, czy pakujesz sprzęt, a tłum i tak zaklinuje się przy wyjściu, więc na pewno jeszcze kogoś zdążysz pobłogosławić toporkiem . Kolejny dylemat dotyczy muzyki. Czy dla tak zwanego figla muzycznego zapodać np. "We don't speak americano" i w takt kiczowatej, aczkolwiek skocznej nutki uskutecznić rzeź. Czy może ciąć, dźgać i rozłupywać przy jakiejś pompatycznej muzyce poważnej nadając chwili dodatkowy atut grozy? To są właśnie problemy dja, przy bogatej płytotece, gdy impreza nie jest profilowana, dobór repertuaru stwarza nie rzadko sporo kłopotów. No, ale wróćmy do naszej dance-masakry. Pierwsze trupy telepią się na parkiecie. Tłum się tratuje. Schody zawalają pod ciężarem piszących rajdówek-tipsówek, a tu tyle jeszcze do zrobienia! Kilkaset osób siekierą w klubie nie zarżniesz, raz że to pewnie cholernie długo będzie trwać, a nam chodzi tylko o te kilka sekund zaskoczenia kiedy wyrwani z tanecznego transu, pogrążeni w euforii klubowicze nagle uświadamiają sobie, że to kurwa koniec, ze "Roof is on fire" i jedyne co ich czeka to smak zimnej stali krojącej ich już zmoczone moczem ciała. Tak więc, żeby przyśpieszyć ten proces, a zarazem dostosować się do powyższego cytatu musisz sięgnąć po wódkę i rzucać butelki w ściany ponad maltretującym się tłumem, tak aby ich jakże upragnione wyjście stało się płonącą bramą śmierci. Wódka, ogień, krzyki, płacz i histeria. Już żaden klubowicz nie zarzuci Ci, że w Twojej działalności brak emocji. Spanikowana, topniejąca gromadka, zapewne nie ma pojęcia dlaczego, po co? Ale hello, jakieś wyjaśnienie im się należy. W końcu skuszeni promocyjną ulotką, przyszli tylko na drinka, a wyniosą ich w plastikowych workach. Więc przemów władco do tłumu i krzycz: "Gińcie kurwy! Nigdy więcej re questów, nigdy więcej bawienia się w dja i pchania ręki do gramofonów!" Teraz wiedzą, że Ty tu rządzisz. Ale imprezka imprezką, a duzący dym i smród palonych włosów, kanap i tandetnych dekoracji lokalu delikatnie zaczyna doskwierać. Trzeba podjąc kolejną trudną decyzję, czy zatracisz się do końca w swojej finałowej masakrze i pozostaniesz na dole niczym kapitan na tonącym statku. Czy wykmniesz się idąc w śladu obsługi drugim wyjściem, do którego wchodzi się przez zmywak za barem? No bo w środku nic już więcej nie nawojujesz. Po pierwsze ciężko gdziekolwiek przejść, gdyż jak nie zawadzasz o nadpalone zwłoki to ślizgasz się na krwi, wymiocinach i innych fekaliach, które są owocami wywołanego przez ciebie strachu. Po drugie ten cholerny, gryzący dym, który przeszywają wiązki laserów stwarza trochę mroczny klimat i sam zaczynasz zastanawiać się czy, aby nie przesadziłeś z tym swoim performance. Zawsze krytycy zarzucali Ci, że Ty tylko puszczasz kawałki, że nic od siebie nie dajesz, że jesteś jak szafa grająca żerując na twórczej pracy innych. No to zrobiłeś future art. Sto głów padło i nuta wciąż napierdala. No to teraz mają wykon wszechczasów. Czy myślicie, że po tym "artykule" wprowadzą obowiązkowe badania psychologiczne dla kandydatów dla djów?
Ale, ale… już miałeś ewakuować się, lecz nagle Twój wzrok dostrzegł coś trzęsącego się pod stolikiem. Halo, halo, czyżby ktoś ominął kogoś w swoich artystycznych żniwach śmierci? Chwytasz więc to coś o wątłej posturze i widzisz w oczach tej kanalii, że to zwykła konfidencka dziwka, że to ścierwo które karmi się krwią innych, że to szmata mająca za matkę cwela, a za ojca kurwę. To przecież inspektor z organizacji, która zarządza licencjami dla prezenterów dyskotekowych. Przyszedł kontrolować Ciebie. Bezczelny, który sam jedyną oryginalną płytę kupił razem z Super Expressem jak dodawali kolendy do gazety pięć lat temu, będzie Ciebie kontrolował. Tego, który ma kilka tysięcy wosków. Który nie dość, że regularnie uzupełnia swoją winylową bibliotekę, to kupuje mp3 w sklepach internetowych. Moralnie do czasu, jak później nazwą to media "klubowej apokalipsy" byłeś czysty jak łza niemowlęcia. Ale w świetle głupiego prawa nie masz licencji. Jesteś zły. I on będzie Twoim sądem. Nie… nie… nie… Kolejny raz tej nocy bordowe już ostrze Twojej siekierki przeszyło powietrze, by w wręcz rytualny sposób skrócić kolejną istotę tym razem inspektora o głowę."

Komentarze

Anonimowy pisze…
"Hardcore
nie disco
te słowa
mówią wszystko".
To pisałem ja, Fala
dj@falamessenger.pl
Anonimowy pisze…
Skąd tyle nienawiści do publiki?
Anonimowy pisze…
ciężkie melanze sieją spustoszenie w psychice dja:)
Mikołaj pisze…
haha mistrzowskie zakonczenie :)
Anonimowy pisze…
fantastyczna opowieść i to z jakim happy endem:D

Popularne posty z tego bloga

Lista utworów do ZAiKS i STOART

DJ/Animator podczas wydarzenia sportowego.

Freestyle. Reż. Maciej Bochniak, scen. Maciej Bochniak, Sławomir Shuty