Posty

"Dawno temu w Warszawie" Jakub Żulczyk

Obraz
       Od pierwszej strony litery wychodzą z książki i przenoszą jej klimat do rzeczywistości. Nie ma niepotrzebnych zdań, a te które są cały czas coś wnoszą i to nie tylko słowa ale treść na każdym poziomie odbioru. Każda strona jest mocno nasycona treścią i emocjami. Opisy współgrają z dynamiką, dynamika współgra dialogami i tak dalej. Jeśli ktoś w książce pali, to po chwili skóra przechodzi dymem, jeśli jest gorąco to chce Ci się pić. Wiesz o co chodzi? - Jakby to skomentował Kurtka. Oprócz jakiś małych błędów redakcyjnych, nie ma to czego się przyczepić. Jest co chwalić i z czego się uczyć.    „Dawno temu w Warszawie” to pełnoprawne arcydzieło, ale tak do połowy książki.    Bo mniej więcej w połowie zaczyna się coś co można odebrać jako wyższy level odklejenia autora, a może to nie odklejenie, a chęć zburzenia wszystkiego co budował przez trzysta stron? A może chodziło o to, żeby brudny realizm pierwszej części zgwałcić lekką abstrakcją gangsterskich wojen? Kiczem świata influenser

Chasydyzm w piosence Paktofoniki "Chwile ulotne".

Temat trudny, ale bardzo bogaty i wdzięczny. Bo „chwila” i chasydyzm łączą się na wielu płaszczyznach i bardzo łatwo znaleźć ukryty przekaz w tekście „Chwil Ulotnych”. Wybrałem poszczególne wersy i dodałem do nich tłumaczenie. "Więc nie przepuszczę żadnej chwili, gdyż żyję na kreskę" Warto zwrócić uwagę na powyższy wers. Jest bardzo chasydzki. Jak tłumaczy Eliyahu Yosef (z jego filmu jako bazy merytorycznej korzystałem przy tym tekście), życie daje nam szansę na zrobienie czegoś i jest tylko jeden warunek - musimy wykorzystywać tę szansę. Tak więc, jeśli raper nie przepuszcza żadnej chwili, to wypełnia słowa Rabina Hillela, który w Pirkej Awot powiedział „jeśli nie teraz to kiedy?”. "Zanim schowasz dzień pod powiekami Powiedz, co z twoimi niepozałatwianymi sprawami" W bardzo chasydzki sposób autor wskazuję konkretny moment pomocy. Pokazuje tym, że moment wieczornego zamknięcia powiek, jest odpowiednim momentem na refleksję nad niepozałatwianymi sprawami. Gd

Freestyle. Reż. Maciej Bochniak, scen. Maciej Bochniak, Sławomir Shuty

Obraz
Freestyle. Reż. Maciej Bochniak, scen. Maciej Bochniak, Sławomir Shuty Jest przerysowany, ale ten kolor krwi jest prawdziwy, a meblościanka na osiedlu Oświecenia jeszcze bardziej. Jest kiczowato gangsterski, z drugiej strony słyszałem opowieści kuzyna ciotki brata, że czasami tak to kiczowato gangsterzenie wygląda. Jest naiwny w fabule, ale za długo szwendam się po krakowskich klubach, żeby tej fabule zaprzeczyć. Jest szybki, z kilkoma zwrotami, ale gdy potrzeba chwili wytchnienia na złomowisku to znajduje czas dla odlatującego gołębia. Nie ma poszanowania dla Krakowa. Nie pokazuje Wawelu, Sukiennic i Barbakanu, ale dla mnie jest sentymentalny. Przez miejsca takie jak klub, komis czy studio, przez wątki rapowe, przez muzykę. No właśnie z tą muzyką to jest tak, że praca została odrobiona bardzo dobrze. Bity napędzają sceny, a teksty brzmią jak rap, a nie monodeklamacja. Bohater w roli rapera wygrywa film rapem i grą aktorską. Do czego się przyczepię? Jeśli sceneria jest dobrze przygoto

"Betonowy pałac" - Gaja Grzegorzewska

Obraz
     Już po kilkudziesięciu stronach sięgałem po książkę, nie dlatego, że byłem ciekawy co wydarzy się w kolejnych rozdziałach, a po prostu po to, żeby ją kiedyś wreszcie skończyć. Nie czyta się łatwo. O ile pojedyncze sceny są ciekawie i kompleksowo rozpisane to ilość pobocznych wątków, historii i biografii po prostu przytłacza i tłamsi radość z przeżywania kryminalnej przygody w Krakowie.     W pewnym momencie odniosłem wrażenie, że autorka musiała z czytelnikami podzielić się wszystkimi pomysłami na postacie jakie wpadły jej do głowy przez ostatnie kilka lat. Ta rozbudowana forma całkowicie dusi dynamikę. No, ale chcąc dobrnąć do końca, trzeba przewertować życiorysy dziesiątek drugo i trzecioplanowych postaci. Z upływem stron przyzwyczaiłem się do tej formy i że za chwilę znowu utknę grzebiąc w dziejach ciotki wujka stryja. Zacząłem więc traktować wielowątkowość jako rozgrzewkę do wielkiego twistu, do czegoś co na ostatnich stronach wryje mnie fotel i uznam że było warto.     Nieste

DJ/Animator podczas wydarzenia sportowego.

Obraz
      Moje dotychczasowe doświadczenia z oprawą wydarzeń sportowych nie były bogate. Kilka razy powierzono mi oprawę muzyczną gal sportów walki, była jakaś koszykówka, bieg uliczny i tenis. Organizatorzy różnie widzieli rolę muzyki w przerwach między etapami rozgrywek czy rund. Czasami wytyczne były takie, żeby muzyka nie dominowała nad widowiskowością sportu i była tłem, czasami miała mocno wybrzmiewać, by motywować zawodników, zdarzało się, że miała za zadanie być dynamicznym podkładem dla pracy ring girls. Zlecenia te całkowicie różniły się od charakteru pracy podczas rozgrywek Rugby 7 na Igrzyskach Europejskich. I na tym przykładzie będzie poniższy wykład o pracy dja/animatora.     Wydarzenie sportowe dzieli się na cztery główne części. Są to: godzina przed rozpoczęciem zawodów, rozgrywki, ceremonia medalowa/wręczenia nagród oraz koniec.     Godzina przed rozpoczęciem zawodów. Muzyka jest na drugim planie, a tempo oscyluje wokół 120 bpm. Ja nazwę to tropikalnym, radiowym housem. Sp

Trzy weekendy. Bezsenność, punktualność, ryzyko i pracoholizm.

Obraz
Kalendarz zleceń stworzył mi wyjątkowe trzy weekendy, w których musiałem połączyć bezsenność, punktualność, ryzyko i pracoholizm. Weekend 1. Bezsenność. Pierwszy weekend zacząłem w czwartek imprezą firmową w Rzeszowie. To była rozgrzewka przed piątkowym graniem w krakowskim klubie Shine, które było otwarciem maratonu bezsenności, bo w sobotę od rana miałem próby do Rugby 7 w ramach Igrzysk Europejskich. Próby skończyliśmy o 16, a już o 18 byłem na kolejnej firmówce. Dużej firmówce na 3000 osób w krakowskim Hype Parku. Muzykę wyłączyłem o 3. A o 8 w niedziele zameldowałem na stadionie i przez kolejne dwanaście godzin pracowałem przy muzycznej oprawie rozgrywek. W nocy na szczęcie mogłem spać, bo podobną całodniową pracę miałem także w poniedziałek i we wtorek. Weekend 2. Punktualność. Skoro sprawdziłem, że poradzę sobie z małą ilością snu i dużymi projektami to musiałem przetestować kolejny ważny aspekt. To zagadnienie dotyczyło synchronizacji przemieszczania się między niezależnymi eve

Jednoosobowe wodzirejskie kombajny robocze

Podziwiam tzw. mobile djów/prezenterów/wodzirejów i do tego technicznych w jednym.    Już piszę o co chodzi. Nie posiadam własnego sprzętu nagłośnieniowo-oświetleniowego. Przy okazji małych wydarzeń, gdy zestaw mieści się do bagażnika to wypożyczam od znajomych i sam zajmuję się jego rozstawieniem. Lecz przy większych okolicznościówkach, gdy montaż to już jest godzina chodzenia z trytytkami i gafrem - korzystam z usług zewnętrznych firm. Sam wjeżdżam na gotowe. Tak, jestem wygodny. I tu pojawiają się prawdziwe jednoosobowe wodzirejskie kombajny robocze. Przyjeżdża taki busem. Dwie godziny rozstawia podest, djke, głośniki, światła, napisy "love", "sex", "ecstasy" i inne. Do tego rozstawia dwie skrzynie fantów i zaczyna wodzirejski maraton. Co godzinę przebiera siebie i gości w inne postacie, co dwie godziny przeprowadza zabawę dla dwudziestu osób z bieganiem, skakaniem i torem przeszkód w kuchni, co trzy godziny wysadza pół budynku bazookami CO2. Nawet skur