"Dawno temu w Warszawie" Jakub Żulczyk

   

   Od pierwszej strony litery wychodzą z książki i przenoszą jej klimat do rzeczywistości. Nie ma niepotrzebnych zdań, a te które są cały czas coś wnoszą i to nie tylko słowa ale treść na każdym poziomie odbioru. Każda strona jest mocno nasycona treścią i emocjami. Opisy współgrają z dynamiką, dynamika współgra dialogami i tak dalej. Jeśli ktoś w książce pali, to po chwili skóra przechodzi dymem, jeśli jest gorąco to chce Ci się pić. Wiesz o co chodzi? - Jakby to skomentował Kurtka. Oprócz jakiś małych błędów redakcyjnych, nie ma to czego się przyczepić. Jest co chwalić i z czego się uczyć.

   „Dawno temu w Warszawie” to pełnoprawne arcydzieło, ale tak do połowy książki.

   Bo mniej więcej w połowie zaczyna się coś co można odebrać jako wyższy level odklejenia autora, a może to nie odklejenie, a chęć zburzenia wszystkiego co budował przez trzysta stron? A może chodziło o to, żeby brudny realizm pierwszej części zgwałcić lekką abstrakcją gangsterskich wojen? Kiczem świata influensersko-celebryckiego?

   Od tej pory przebrnięcie przez kolejne rozdziały nie sprawiało mi już takiej frajdy. Twist gdzieś utknął na dalszym planie. Historie postaci tak się rozbudowały, że mimo iż finalnie to wszystko się łączyło, to jednak uważam, że było to jak czytanie życiorysów kilku osób losowo wybranych z książki telefonicznej. Finał rozciągnął się na kilka rozdziałów i nie był finałem. Dalej zdania były pełne krwi i mięsa, ale przestały być zaskakujące, świeże, przestały tworzyć perfekcyjną jakość.

   Po przewertowaniu tych kilkuset stron najlepiej czułbym się, gdyby ktoś w połowie wyrwał mi książkę, przeciął na pół i zostawił mnie z niedokończoną ale idealną opowieścią o tym co działo się dawno temu w Warszawie.





Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Lista utworów do ZAiKS i STOART

DJ/Animator podczas wydarzenia sportowego.

Freestyle. Reż. Maciej Bochniak, scen. Maciej Bochniak, Sławomir Shuty