To ziomek na melanżu, to na melanżu, to ziomek na melanżu...

Miała być kontynuacja tego posta, ale w wątku męskim, ale wyszło o ziomku na melanżu...

Dawno, dawno temu, gdy piszący to dj miał jeszcze ambicje i chciał od grania czegoś więcej niż tylko pieniędzy z krejzolami na imprezach było tak… Na prawdziwych imprezach rapowych się nie tańczyło. Bo imprez nie było, były koncerty. A na koncertach, gdy zaczynał grać dj, to był znak, aby zbierać się pod sceną i bujać się z jedną ręką podniesioną, a drugą opartą na swojej niuni. Tej jedynej, tej najlepszej. Ziomki skakały, machały, ale z dziewczynami nie tańczyli bo przypał i siara na osiedlu. No bo kto tańczy z dziewczyną? No kto?
Po koncercie dj znowu grał, a na sali robiły się kółeczka. W środku leżał stos torebek, a wokół bausowały czikity. Ziomy i ziomale pili przy barze, lub kminili w zaciemnionej miejscówce bo ktoś skołował sztuke. Się jara dzieciaku! Gdy Rap Kanciapa już na dobre zagościła na Vivie, a Klan przeżywał kolejne wskrzeszenia, średnia wieku na imprezach się wyraźnie podniosła. Ortaliony poszły w odstawkę, a na parkietach którlował Sean John, Dada, czy Fubu prosto z bagażnika. Dziewczęta zauważyły, że są kobietami i zamiast podśmiechwiania się wolały skupić się na kręceniu i wyginaniu. A ziomki, jako że MTV już śmigało w każdej kablówce odpuścili sobie sztywny styl hardcorowych osiedli i delikatnie, stopniowo, zaczęli przytupywać tudzież nawet zginać nogi w kolanach. Dozwolone było opuszczenie bandy w celu zapoznawczego tańca z maniurką. Ale były pewne niepisane zasady, że kolega raczej jest pasywny w ruchach, natomiast koleżanka ma się wić, wyginać i swymi ruchami adorować Partnera. I tak weszliśmy na początku XXI wieku w erę baunsu. Scena podzieliła się na dwa obozy. Pierwszy to ci, dla których platynowe sombrero było herbem rodowym. Drudzy natomiast zrozumieli, że nieśmiertelna nawijka zipskładowa to ich motto życiowe i tańczyli tylko jak się najebali. Ale nigdy nie baunsowali. Oficjalnie słuchali Mobb Deep i francuskiego rapu. W większych miastach równolegle do sceny koncertowej rosła scena impreza black rnb (hiphop już się nie pisało) hot party ekslusiv edition, murzynka na plakacie joł. Słuchacze ulicznego rapu tam nie trafiali, a przy najmniej oficjalnie tam nie chodzili, bo zawsze jakoś wypadało tak, że któryś ubrał szelesty i selekcje nie przepuściła, a ogólnie to na te imprezy chodziły same lamusy. Co ciekawe, do klubu w mieście chodzić nie można było, ale całe karawany jeździły na vixy i techniawki, tam sztywne osiedlowe zasady zostały zawieszane na czas działania piguł czy fety. Problem zaczynał się gdy ta jedyna wybrana spośród dzielnicowych strzępów zaczynała marudzić, że kolejny wieczór ona i on mieli spędziąc na szkole, na ławce czy w innym magicznym zakamarku opalając w dziesięć osób lufkę. Tak więc przyparty do ściany ulegał jej wdziękom i godził się, aby w ten sobotni wieczór pójść tylko we dwoje na miasto, bez hordy ziomków i spędzić szaloną noc tańcząc na lamusowej imprezie. Osiedlowa palestra wbijała chuj w kolegę, że ich zostawił, że się zmienił, że ubrał koszulkę polo i takie tam. Ale on dumnie kroczył z nią przez miejski deptak, a że wcześniej oglądąl kilka teledysków Nellego to wiedział, że w kulminacyjnym momencie zrobi krok w lewo, krok w prawo i pierdolnie obrót. Niestety cały plan legł w gruzach, gdy zobaczył sekcje baunsującą. Wszyscy w nowych najkach, wszyscy mieli hafty z cekinami na spodniach. Czapki z prostym daszkiem i świecącą naklejką. I wszyscy wykonywali takie szybkie ruchy stopami. Kurwa nawet na Mayday tak nie robili. Ona też myślała, że zabłyszczy, ale jak tu błyszczeć jak jedyne co miała w repertuarze to kilka ruchów a la wijąca się szmata, z lekkimi boczkami i nierówno zrobionym tribalem na nerkach. A tam wariatki robiły już te wszystkie triki tyłkiem rodem z teledysków Szam Pona. Były w swoich płynnych ruchach wyluzowane i co najgorsze nie wyznawały zasady, że tipsy albo śmierć. Najgorsze dla naszej pary bylo przełamanie swoich nawyków. Przy każdej szybszej piosence on zaczynał wystukiwać rytm palcami lewej nogi i w tryumfalnym geście podnosić rękę, drugą natomiast wykonywał taki charakterystyczny młynek. ON NAKRĘCAŁ VIXE! Nawet najczarniejsze rnb nie dało rady wymazać tych techno melanży. Tak więc oto udało się nam zdefiniować taneczny styl ziomka, który jest charakterny, który słucha tylko prawilnego rapu, ale niestety w duszy słyszy Van durena, Van volksvagena czy jak im tam. W następnym odcinku kolejne, męskie grupy społeczne zostaną prześwietlone pod względem tanecznym.

Komentarze

Anonimowy pisze…
true!
noude pisze…
SZKOŁA WALKI I TAŃCA!
mysle ze o tym moglby byc kolejny artykół Jarosławie!
Anonimowy pisze…
kurwa, znowu sztos. czytam cię i chylę czoła. powinieneś publikować takie socjo-kminy w miejsce tego magistra blokersa pęczaka. czekamy na NEXT MOVE! (głośny wielbiciel)
Sebol pisze…
Ja również chylę czoła w kierunku Ciebie Bebrez. Przez przypadek wpadłem na twojego bloga i dawno nie przetoczyłem tyle beki. Dodaje do blogrolla.
Anonimowy pisze…
Haha, jakbym się wybrał w podróż do przeszłości. Ale powiem Ci, że wiele sytuacji na "dyskach" ma miejsce też teraz i nie tylko po wioskach. 10/10 za obserwatora.

Popularne posty z tego bloga

Lista utworów do ZAiKS i STOART

DJ/Animator podczas wydarzenia sportowego.

Freestyle. Reż. Maciej Bochniak, scen. Maciej Bochniak, Sławomir Shuty