MOC! ENERGIA! AMFETAMINA!!!
Sobota leniwie się snuje, więc trzeba ją trochę podkręcić. W tym celu czas sięgnąć po przysłowiową szmatę. Która niby tępiona, niby znienawidzona, to jednak nie przerwanie przewija się tu i tam. A jako, że ostatnio o 14 na Rynku w Krakowie napotkałem pół człowieka pół węża, który na turbo przyspieszeniu budował kwadraty rękoma w powietrzu i żywcem wyglądał jak wyjęty z Love Paradę przypomniało mi się kilka sytuacji z życia wziętych, w których główną rolę odgrywa nasza polska Anetka.
Akademik AGH. Lat temu kilka. Polska to już tak jakby Europa, ale jeszcze młodzi studenci, którzy nazjeżdżali się z najróżniejszych zakamarków kraju nie wiedzą co to sushi, co to wrapy, oraz że pasta to makaron. Tak więc jeden student wysyła esa do drugiego, który jest w sklepie, żeby kupił fetę. Zamiary miał dobre, a kolega o nowych trendach w kulinariach średnie miał pojęcie. W wyniku czego kilka godzin później pół piętra zamiast delektować się sałatką osiągnęło status szybszych od światła.
Całe studio Familiady się śmieje!!!
Była sobie kiedyś wielka hangarodyskoteka w Krakowie. Dwóch djów spod Nowego Targu, gdzie byli przodownikami technodacnetrancu dostało życiową szansę tam zagrać. Manieczki, White Sensation, Mayday i ogólnie vixa na maxa. Wiecie ocb. Jako, że wjechało im to na ambicję jacy to są zajebiści postanowili, że wejdą na wyższy poziom bytu i będą 30cm ponad chodnikami. Po kilku telefonach dostali się do jednego takiego chłopaka z miasta i zakupili za ciężko uciuane dudki (w tygodniu oscypki sprzedawali) całą jedną sztukę kokainy. Będąc w klubie zapodali sobie po węgorzu i tak ich wyspinało, że manager musiał im kombinować amfetamine, żeby trochę im popuściły ścięgna. Niestety nie wiem jak wypadli i jakie zajebiste numery zapodali.
Całe studio Familiady znów się śmieje!!!
Akcje przenosimy na Śląsk. Ziomki z osiedla organizowały koncert charakternych ekip rapowych. Przyjechał taki jeden ulicznik z Warszawy, a że droga długa i wyboista to schlał się strasznie. Ledwo wszedł do klubu i nie bardzo wiadomo było co z nim zrobić. Jego koledzy wymyślili, że muszą go jakoś reanimować, gdyż publiczność ich zlinczuje jak nie zagrają. A jako, że mimo, że koksu tam mają w nadmiarze, to jednak TEGO koksu nie było. Była feta. No to nasz raper ućpał się fetą, zmarwychstał, zagrał koncert na 8 biegu, a później... a później zajebał kilkunastominutowy freestyl od tyłu. Reverse style!
Całe studio Familiady leży i kwiczy!!!
To było naprawdę dawno temu, jeszcze nawet Taśmy nie grał dancehallu, a o reggae ludzie myśleli, że to Boombastic. Clashe czy inne bashmenty dopiero się krystalizowały w dziwnych lokalach. A fryzjerzy dopiero uczyli się na robić dready. Bibułek nie było w sklepach, a lufki sporadycznie można było dostać tylko, że pękały prawie od razu. W pewnym nie dużym mieście, na pewnym osiedlu. W osiedlowej knajpie, lokalna scena rastuchów zrobiła imprezę, koncert, jam i melanż w jednym. Ktoś przywiózł jeden gramofon, ktoś drugi, a ktoś inny bongo. Było z 50 osób, nawet z innych miast jednostki przyjechały i tak oto historia toczyła się do przodu. Ekipa, która to ogarniała miała otwarte umysły i nie ograniczała się tylko do raggi, szukała, kombinowała. I tak jakoś się stało, że jak brakło jarania, to jeden z selektorów wpadł na pomysł, że albo się dorzuca do pieca, albo do domu. No i chłopaki nażarły się amfetaminy. Żarty się skończyły w momencie kiedy serca zaczęły bić kilkukrotnie szybciej niż tempo jamajskich riddimów. Na szczęście gramofony były Vestaxa czy Stantona i była opcja, żeby odtwarzać siódemki na 78 rpm. I tak powstało jungle.
Całe studio Familiady płonie!!!
Akademik AGH. Lat temu kilka. Polska to już tak jakby Europa, ale jeszcze młodzi studenci, którzy nazjeżdżali się z najróżniejszych zakamarków kraju nie wiedzą co to sushi, co to wrapy, oraz że pasta to makaron. Tak więc jeden student wysyła esa do drugiego, który jest w sklepie, żeby kupił fetę. Zamiary miał dobre, a kolega o nowych trendach w kulinariach średnie miał pojęcie. W wyniku czego kilka godzin później pół piętra zamiast delektować się sałatką osiągnęło status szybszych od światła.
Całe studio Familiady się śmieje!!!
Była sobie kiedyś wielka hangarodyskoteka w Krakowie. Dwóch djów spod Nowego Targu, gdzie byli przodownikami technodacnetrancu dostało życiową szansę tam zagrać. Manieczki, White Sensation, Mayday i ogólnie vixa na maxa. Wiecie ocb. Jako, że wjechało im to na ambicję jacy to są zajebiści postanowili, że wejdą na wyższy poziom bytu i będą 30cm ponad chodnikami. Po kilku telefonach dostali się do jednego takiego chłopaka z miasta i zakupili za ciężko uciuane dudki (w tygodniu oscypki sprzedawali) całą jedną sztukę kokainy. Będąc w klubie zapodali sobie po węgorzu i tak ich wyspinało, że manager musiał im kombinować amfetamine, żeby trochę im popuściły ścięgna. Niestety nie wiem jak wypadli i jakie zajebiste numery zapodali.
Całe studio Familiady znów się śmieje!!!
Akcje przenosimy na Śląsk. Ziomki z osiedla organizowały koncert charakternych ekip rapowych. Przyjechał taki jeden ulicznik z Warszawy, a że droga długa i wyboista to schlał się strasznie. Ledwo wszedł do klubu i nie bardzo wiadomo było co z nim zrobić. Jego koledzy wymyślili, że muszą go jakoś reanimować, gdyż publiczność ich zlinczuje jak nie zagrają. A jako, że mimo, że koksu tam mają w nadmiarze, to jednak TEGO koksu nie było. Była feta. No to nasz raper ućpał się fetą, zmarwychstał, zagrał koncert na 8 biegu, a później... a później zajebał kilkunastominutowy freestyl od tyłu. Reverse style!
Całe studio Familiady leży i kwiczy!!!
To było naprawdę dawno temu, jeszcze nawet Taśmy nie grał dancehallu, a o reggae ludzie myśleli, że to Boombastic. Clashe czy inne bashmenty dopiero się krystalizowały w dziwnych lokalach. A fryzjerzy dopiero uczyli się na robić dready. Bibułek nie było w sklepach, a lufki sporadycznie można było dostać tylko, że pękały prawie od razu. W pewnym nie dużym mieście, na pewnym osiedlu. W osiedlowej knajpie, lokalna scena rastuchów zrobiła imprezę, koncert, jam i melanż w jednym. Ktoś przywiózł jeden gramofon, ktoś drugi, a ktoś inny bongo. Było z 50 osób, nawet z innych miast jednostki przyjechały i tak oto historia toczyła się do przodu. Ekipa, która to ogarniała miała otwarte umysły i nie ograniczała się tylko do raggi, szukała, kombinowała. I tak jakoś się stało, że jak brakło jarania, to jeden z selektorów wpadł na pomysł, że albo się dorzuca do pieca, albo do domu. No i chłopaki nażarły się amfetaminy. Żarty się skończyły w momencie kiedy serca zaczęły bić kilkukrotnie szybciej niż tempo jamajskich riddimów. Na szczęście gramofony były Vestaxa czy Stantona i była opcja, żeby odtwarzać siódemki na 78 rpm. I tak powstało jungle.
Całe studio Familiady płonie!!!
Komentarze
Jak to nawijał Wujek Samo Zło nie było wtedy pejdżerow ani telefonów komórkowych.
KR
wow.uwielbiam to!
"W Libanie wybuchła bomba.Manieczki, White Sensation, Mayday i ogólnie vixa na maxa. Wiecie ocb." ;>
Od siebie moge dodać historie o koledze(znay promotor i dj dnb)który uraczył nas dwugodzinnym(z małymi przerwami)fristajlem/monologiem po czym stwierdził ze ma świadomość że jest męczący ale nie może przestać.
Pozdrawiam
Synaptyczny