W pierwszy dzień świąt zawsze mieliśmy taki zwyczaj, że cała nasza drużyna pożarnicza udawała się na tą polanę za kapliczką przy strumyku. A tam wszyscy w galowych mundurach składaliśmy sobie życzenia, pozdrawialiśmy nasze rodziny, które stały na wzgórzu po drugiej stronie rzeczki i zajadały święcone jajka. Następnie na znak dowódcy zastępy wydzwanialiśmy po prostytutkę z roksy. Cała nasza jednostka ustawiała się w szpalerze, każdy w wyglancowanych oficerkach, każdy z błyszczącym hełmem i z nabrzmiałym chujem w ręce oczekiwał na przyjazd płatnej królewny. Żony i dzieci dopingowały wykrzykując imiona swoich ojców i mężów tak aby oni wiedzieli, że mają w nich wsparcie i dadzą radę wzwód utrzymać do końca. Gdy wreszcie alfons przywoził główną atrakcję świątecznego poranka, skarbnik OSP szybko się z nim rozliczał, a następnie starszy ogniomistrz Waluś zdzierał z niej te łachmany z Zary i zamaszystym plaskaczem powalał sukę na ziemię. Stróżk...