Historyjka 2

W ciągu 2 dni od zamówienia przyszły z juno płyty. Wszystko świetnie tylko, że na imprezie o której jest poprzedni post uszkodziłem gramofon i buczy. Więc plan miksowania, zgrywania i rozpracowywania legł w gruzach. Po n-tym przesłuchaniu winyli na jednym decku zastanawiałem się co robić. To w sumie stwierdziłem że opiszę historię, którą opowiedział mi .... . Poniżej:


Gdy do kancelarii przyszło pismo, że projekt dostanie dofinansowanie, nikt nie mógł w to uwierzyć, że młoda katechetka wygrała ogólnopolski konkurs organizowany przez jedną z największych fundacji w kraju. Ona sama, jak zawsze skromna, przyjęła to wielką, wewnętrzną radością. Dosłownie kamień z serca jej spadł. Pomyślała sobie, że może teraz środowisko ją zaakceptuję. Przecież wykonywała bardzo potrzebną i pożyteczną pracę, jednak wciąż nie była lubiana. Nie była nigdzie zapraszana i wiedziała, że gdy wychodzi ze sklepu to wszystkie ekspedientki zaraz zaczną obgadywać, że to ta nowa, niby ma dziecko a trzyma linię, że jej facet ciągle gdzieś podróżuje i tak dalej. Niestety los chciał, że odkąd się przeprowadzili nie mieli większej szansy zaprezentowania się lokalnej społeczności. On non stop w firmowych rozjazdach. Ona w ostatnich try semestrze ciąży raczej przebywała w domu. Dopiero teraz po dostaniu nowej pracy i jak to się mówi potocznie odchowaniu młodego zaczęła się integrować. I pojawił się projekt.

Ciężko mu było pogodzić pracę w sklepie muzycznym i zawód dja. Niby branża ta sama, a jednak i w sklepie i w klubach wymagali punktualności. Był na tak zwanym dorobku i zależało mu na tej pracy więc musiał podporządkować się szefowi. Tak więc dostawał zmiany w piątki na popołudnie i w soboty na rano. To go bardzo ograniczało i miał problemy z bookingami. Wręcz niemożliwe było jeżdżenie do innych miast aby tam grać, rano trzeba było wracać do roboty, a w piątki z trudem urywał się ze sklepu na pociąg. Ale skoro nie mógł grać w klubach to grał w domu. Godzinami katował breaki. Gdy inni byli na etapie specjalizacji w beat jugglingu lub skreczach on postanowił, że musi to połączyć. Czyli wykonywać dwa razy więcej pracy na treningach. Ale on to kochał, chciał to robić, więc ćwiczył. Bardzo dobrze opanował przejścia w setach przygotowywanych na bitwy. Robił juggle i zaraz po rutynie przechodził do skreczy, aby po na przykład dwóch frazach znowu wrócić do juggli, czasami wręcz banalnie prostych ale efektownych.

Świetlica w domu parafialnym była jak na tak małą miejscowość świetnie wyposażona. Lokalna schola zadbała o profesjonalne nagłośnienie. A kółko seniora w ramach nauki obsługi komputera dla dziadków uzbierało na sprzęt komputerowy i rzutnik. Była więc baza. Wokół tej bazy wikary zgromadził pokaźną gromadkę młodych obywateli, którzy szukali ciekawych zainteresowań. Niestety nie było chętnych aby poza nadzorowaniem gry w ping ponga bardziej się angażować w organizację czasu dzieciakom. Lecz ona uwielbiała pracę z dziećmi i od razu zaproponowała, że może organizować zajęcia pozalekcyjne. Po takim okresie czasu gdy siedziała w domu sama z dzieckiem marzyła o jakiejkolwiek rozrywce, a uśmiechy dzieci były dla niej najlepszą motywacją. Potrzebowała też dodatkowych zajęć, ponieważ... Ponieważ teściowa się do nich wprowadziła. Nie miała oporów dopóki jej nie poznała w ramach codziennego życia. Męża nie było, więc nie rozumiał, że mamusia to chodzące piekło. Program zajęc pozalekcyjnych był więc zbawieniem. Projekt obejmował cykl warsztatów i prezentację różnych zawodów, ciekawych zainteresowań, zajęć. Chciała sięgnąć do współczesnych wzorców i zamiast strażaka i policjanta zaprosić np. tancerza breakdance czy piłkarza, który opowie o plusach i minusach swojego hobby, czy pracy. Niektórzy robili to za darmo, niektórym trzeba było zapewnić zwrot kosztów dojazdu inni brali "ludzkie" gaże. Nie były to duże kwoty, ale w skali roku budżet całego projektu urósł do kilkunastu tysięcy złotych.

Nigdy nie myślał, że kiedyś stanie na scenie i każdy ruch jego ręki będzie obserwowany przez setki ludzi. Że to on będzie dyrygował muzyce jak ma płynąć. Że to on pokieruje bitem. Nie miał tremy. Był pewny siebie, bo wiedział, że dobrze się przygotował. Swoje sety na zawody grał także na imprezach, aby sprawdzić jak ludzie reagują, jak brzmią, a także żeby się po prostu z nimi ograć. Miał teraz stoczyć pojedynek z bardzo utalentowanym jugglerem i tylko dobrym skreczerem. Wiedział, że jego styl to już old school. Że turntablism bitewny zrobił krok do przodu i trzeba montować tak rutyny, aby miały w sobie wszystkie elementy turntable music. Tamten zaczął. Mocno, na bangerowych bitach. Ale robił to samo co zawsze. Te same schematy. Ale klarownie i czysto, do czasu... Do czasu gdy przeskoczyła igła. I stało się jasne, że jeśli tylko naszemu bohaterowi uda się zagrać swój set bez pomyłek to on wygra pierwszą rundę. Zagrał czysto. Soczyście, cokolwiek to znaczy w odniesieniu to turntablismu. W drugiej rundzie jego rywal zdruzgotany po wypadku zagrał poprawnie, ale bez polotu. Przegrał walkę w swojej głowie. A on ponownie z werwą i z maksymalnym pierdolnięciem. Płyty które grał na 0 przyśpieszył o kilka procent na pitchu. Postawił wszystko na jedną kartę i wygrał. Wiecie jakie to uczucie gdy wyszedł Wam zajebisty patent, wokół Was są bardzo dobrzy dje i każdy jest w szoku. A przed sceną tłum szaleje. Czuł się jakby uratował świat i miał prawo tak się czuć. Był mistrzem...

Program ruszył i raz w tygodniu, w niedzielę kilkadziesiąt dziewczynek i chłopców podziwiało po kolei popisy sekcji karate, malarzy graffiti, czy innych beatbokserów. Te "młodzieżowe" prezentację trochę budziły obawy wśród członków rady parafialnej. Ale skoro na każdych kolejnych zajęciach było coraz większe audytorium, które później brało udział w mszy i bardzo się angażowało to chyba projekt się sprawdzał. Nasza katechetka całkowicie się oddała sprawie. Wiedziała, że robi coś dobrego. Wiedziała że mały Mateuszek chce tu być, bo nie ma gdzie się podziać, a w domu znowu pijany ojciec szaleje. Ona dawała im nadzieję, nadzieję, że można inaczej. Po dwóch miesiącach powoli kończyły się pomysły kogo by tu zaprosić. I wtedy trafiła w telewizji na program muzyczny. Był tam jakiś młody facet, który tak szurał tymi płytami, ale na prawdę fajne to było. Nie miała pojęcia co robi, ale był jakiś rytm, a ludziom w studiu się chyba podobało, skoro kiwali głowami. Może warto by go zaprosić pomyślała? I tak też chciała zrobić. Ale skąd wsiąść numer do jakiegoś dj. Wpisała w wyszukiwarce "dj", ale wyświetliło się z miliard stron. Znała kiedyś jednego disc jockeya. Robił dyskoteki w liceum, ale chyba nie takiego wodzireja szukała. Kilka dni później przypomniała sobie o koleżance z KUL-u, która opowiadała o swoim bracie - dju. Wystarczyło naście kliknięć na naszej klasie i owa koleżanka została namierzona. A w jej galerii było zdjęcie z bratem. Naszym djem. Po kilkudniowej wymianie maili, dostała numer telefonu. Rozmowę zaczęła po prostu mówiąc: "dzień dobry panie dju". Dlaczego go to tak rozbawiło? No nic, ustalili termin i warunki. On musiał przywieść całe te gramofony i jakiś inny sprzęt. Powiedział, że wszystkim się zajmie więc nie musiała się martwić o sprawy które były czarną magią.

To się nazywa pozytywny, życiowy kop. Wygrana spowodowała, że z czystym sumieniem mógł rzucić pracę. Miał tyle grania, że gdy wracał po weekendzie do domu marzył o ciszy, o spokoju, o łóżku. I kiedyś właśnie gdy już miał zasnąć w środku nocy o 8 rano w poniedziałek zadzwoniła ona. Robiła jakieś warsztaty dla dzieciaków i chciała, żeby przyjechał pokazać co i jak. Akurat termin mu pasował bo w niedzielę będzie wracał z Rzeszowa więc ma po drodze. Nocować ma w pokoju gościnnym w domu parafialnym. Ale jaja, dzień wcześniej muzyka którą gra ma powodować, żeby ludzie się upijali, bawili, nastroili się do uprawiania seksu. A kilkanaście godzin później ten sam człowiek ma pokazać młodzieży, że to co robi jest wartościową drogą w życiu. Miał dar do przekazywania wiedzy i lubił takie spotkania. Więc czemu nie?

Pan dj przyjechał. Czy on trochę gwiazdorzył, czy na prawdę był taki zmęczony, że od razu poszedł spać? Niewiadomo, ale ważne że jest, bo dzieciaki wariowały już od kilku dni i strasznie się cieszyły z przyjazdu gościa. Po obiedzie poszedł rozkładać te swoje konsolety, a ona miała na głowie prawie setkę dzieciaków, które chciały zobaczyć pana dja. Pokaz się zaczął. Totalnie nie wiedziała co on tam wyczynia, nie rozumiała o czym on mówi. Ale dostrzegła w nim, że jest cierpliwy gdy po raz setny musi odpowiadać na to samo pytanie. Że chętnie tłumaczył Stasiowi, że tak nie można bo trzeba tą płytą tak i tak. Inni po prostu przyjeżdżali, robili swoje, a on dawał im coś więcej, dawał im cząstkę siebie. Prezentacja zamiast godziny trwała ponad dwie i dzieci nie poszły na mszę. Będzie afera, ale co tam, pociechy szalały i dawno nie widziała u nich takiej radości. Ona też była bardzo zadowolona. Została po zajęciach, aby podziękować. Gdy składał te swoje sprzęty rozmawiali o siostrze co tam u niej, trochę o projekcie, o muzyce. Dobrze im się rozmawiało. To jest tak, że gdy jedna osoba coś mówi, to druga nie odpowiada, wyrażając po prostu swoje zdanie, tylko słucha i dyskutuje o tym. Dawno z nikim tak nie rozmawiała. On znowu wyjechał w delegację, a na matkę nie mogła patrzeć a co dopiero dyskutować, o życiu, o podróżach. Sama nie wie dlaczego to zrobiła. Już miała wychodzić. Już późno było. Grubo po dziewiętnastej. Ale coś w niej drgnęło, było jej dobrze i chciała by to trwało. Została.

Trochę go to zaskoczyło, ale przeżywał już takie afterparty, że wypicie lampki wina mszalnego w domu parafialnym nie było wielkim melanżowym wyczynem. Głupio to powiedzieć, ale dawno nie spotkał takiej kobiety, nie była szaloną wariatką, która ma milion zdjęć na mynight. Była dojrzała, ciepła, mądra. Dawno tak nie rozmawiał z kobietą, chyba w ogóle nie rozmawiał z żadną kobietą na takie poważne tematy. Wiele ich łączyło. Oboje byli pasjonatami. Całkowicie oddawali się sprawie, którą się zajmowali. Ona była z innego świata. Była starsza, miała dziecko i what the fuck była katechetką! Ale czuł, że to jego bratnia dusza...

Głupio było przyznać, ale upiła się. Kończyli właśnie drugą butelkę co prawda już jakiegoś lepszego, znalezionego w sekretariacie rady trunku, więc to może dlatego? Światła już dawno zgasły na plebani która była kilkanaście metrów dalej i chyba nikt ich słyszał na zewnątrz? Uczyła się właśnie jak wykonać czirpa. Wszystko jej się mieszało. Tutaj ręka na płycie, tutaj suwak i to na przemian trzeba zmieniać. Nic jej nie wychodziło, ale było bardzo zabawnie. Gdy pierwszy raz podszedł do niej od tyłu, aby chwycić jej ręce i pokazać jak wykonać ten skecz czy skrecz jak to nazywał, poczuła, że oblewa ją fala ciepła. Teraz gdy znowu podszedł nie mogła się powstrzymać. Odwróciła się i mocno przywarła do jego warg swoimi. Objęła go i zaczęła namiętnie całować. To był szał. Nie wiedziała, czy się wygłupi, czy go spłoszy, czy będzie tego żałować, ale wiedziała że musi to zrobić. Więc zrobiła. Tak więc trwali w miłosnym uścisku. Czuła, że jest jej dobrze. Potrzebowała tego. Jej dotychczasowy seks opierał się na mechanicznym wsuwaniu i wysuwaniu penisa z jej suchej waginy. Zresztą jego wiecznie nie było, a jak był to był zawsze zmęczony i nigdy nie doczekał do końca. Kończył za wcześnie. Bardzo wcześnie. Teraz gdy on muskał językiem jej szyje dostawała spazmów. Nogi jej drżały i czuła jak się jej robi mokro. Nie zorientowała się kiedy wylądowali na podłodze. On mocno do niej przywarł, ale nie przygniatał jej jak kłoda. Całując, turlając się i ocierając coraz bardziej wtapiali się w siebie. W międzyczasie on zdążył rozpiąć jej stanik. Ona chciała rozpiąć jego rozporek. Ale nie miała takiej wprawy. Gdy zacięła zamek popatrzyli sobie prosto w oczy, ona troszkę zażowana swoją nieporadnością speszyła się. Ale jego ciepły, pełen zrozumienia wzrok podbudował ją i kontynuowali miłosną grę. Jej mąż chyba zapomniał że miała piersi. Jemu natomiast chyba bardzo przypadły do gustu skoro lizał jej sutki, przygryzał, delikatnie masował ręką.

Czuł, że tego potrzebuje, że potrzebuje prawdziwej miłości. Seks, który znał był brudny, szybki, wyuzdany ale bez uczucia. Teraz cały płonął i nie było to tylko zwierzęce pożądanie samicy, ale był to wewnętrzny ogień, prosto z serca. Pieścił jej piersi, całował jej brzuch, aby wreście znaleźć językiem jej łechtaczkę. A ona wiła się pod nim, jakby nigdy wcześniej nie zaznała takiej rozkoszy. Wzdychała, jęczała gdy ssał ten magiczny narząd. Drżała, była cała wilgotna, była gotowa. Tak więc spokojnie wszedł w nią swoim penisem, głaszcząc jej włosy i całując piersi, a ona gdy poczuła go w sobie zwiotczała i z podniecenia nie była w stanie wykonać żadnego ruchu. On dyrygował, on nadawał tempo. Jej to odpowiadało, wszystko jej odpowiadało. Za każdym razem gdy wchodził głębiej ona wbijała swoje paznokcie w jego plecy, ręce, pośladki i przyciągała do siebie. Byli złączeni. Ich nogi splotły się, a języki wręcz zaplątały. Kochali się tak raz, kochali się i drugi raz. Trochę eksperymentując. Dla niego te pozycję nie były niczym nowym, dla niej tak. On o tym nie myślał, że z tamtą tak robił a z tamtą inaczej, myślał tylko o niej. Chciał jej sprawić jak największą przyjemność. I sprawił.

Oboje czegoś potrzebowali, oboje to dostali. Nie mieli wyrzutów sumienia. Nie żałowali. Nie kontynuowali także tej znajomości. Pewnie oboje chcieli zapamiętać te najlepsze chwile i nie chcieli dopuścić do sytuacji, gdy te wspomnienia zostaną zburzone przez inne zdarzenia. Świadomi byli także, że nie są sobie pisani, że wyminęli się w czasie, w miejscu. Oboje jednak na zawsze będą pamiętać tę noc jako najlepszy moment w życiu jaki ich spotkał.



Ja w sumie mogę, tak pisać, mogę nie pisać. Historii jest jeszcze kilka. Jak będą się na Allegro sprzedawać mikstejpy to będę pisać. Z czegoś trzeba żyć. No chyba, że nie chcecie takich przydługawych opowieści tylko super relacje z imprez na zasadzie: "N. się opił, a A. się pożygała, he he. Było zajebiście" i poniżej zdjęcie typa leżącego na podłodze, który ma zasłoniętą czarnym prostokątem twarz. Nie wiadomo o co chodzi, ale jest zajebiście. Noż kużwa świetnie... Zapraszam więc do zakupów i lektury kolejnych dziwnych przygód polskich djów.

Komentarze

hahaa przyznam, że nie przeczytałem całej porno historii, ale główny wątek skumałem :D nie disuj mi bloga majster!
Anonimowy pisze…
ej bez kitu wiem o kogo chodzi
Anonimowy pisze…
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
Anonimowy pisze…
Gdy weszłam do domu uświadomiłam sobie, że przez ten cały czas
trzymałam mój zakup w ręku. Rzuciłam pudełko z wibratorem na łóżko, a sama poszłam do łazienki. Odkręciłam wodę, rozebrałam się i weszłam pod prysznic. Podczas kąpieli zauważyłam, że coraz częściej dotykam mojego krocza, jakby wiedząc, że tam za chwilę znajdę źródło mojej przyjemności.
Nie starałam się już przeciwstawiać nieuchronnemu - szybko dokończyłam kąpiel i wyszłam spod prysznica. Położyłam się wygodnie na łóżku, wyjęłam
wibrator z pudełka i przyjrzałam mu się jeszcze raz. Wzięłam go do ust, wyobrażając sobie, że jest to penis mężczyzny. Zaczęłam go delikatnie ssać... Wyobrażasz sobie?
paikmeister pisze…
no kupilem ten mixtape, i jeszcze niedawno znalazlem u 50-letniego wujka w kolekcji plyt manewry cietego dzwieku co mnie strasznie ucieszylo. pozwolil mi to zatrzymac. czekam na dalsze produkcje i historyjki, jo !!!
Anonimowy pisze…
ojapierdole:)...majster sprzedaj te opowiesci do twojego weekendu bedzie pieniadz konkret
Anonimowy pisze…
haha, is this shit for real? :)
cietydzwiek pisze…
wszystko prawda, bedzie wiecej!

Popularne posty z tego bloga

Lista utworów do ZAiKS i STOART

DJ/Animator podczas wydarzenia sportowego.

Freestyle. Reż. Maciej Bochniak, scen. Maciej Bochniak, Sławomir Shuty