Techno vs. Techno

   Być może to chodzi o narkotyki, być może o to, że wtedy nie było facebooka, nie wiem. Zauważam natomiast, że coś w tym popularnym, dyskotekowym techno się zmieniło. Nie piszę tu o podgatunkach, o rodzajach, o tempie, tylko umyślnie używam szerokiego pojęcia techno, gdyż tylko tak będę wstanie wkurwić tych prawdziwych technomaniaków i tym sposobem zwrócić uwagę na ten artykuł.
   Więc kiedyś chodziło o to, żeby powoli wkręcić tzw. fazę. Żeby ten beat, pulsacyjny i pozornie monotonny trwał minutę, dwie, czy trzy i powoli się rozwijał. Powolutku budował klimat i zmierzał ku pierdolnięciu. Z każdą kolejną frazą dochodził jakiś dźwięk, czasami banalny, ale dawał on kolejnego kopa. I ludzie trwali w tańcu, często tylko przeskakując z nogi na nogę. Nie reagowali żywiołowo, gdyż ty chodziło o trans. o to żeby ten rytuał oczyszczenia i wejścia na wyższy poziom wixy trwał i trwał, a przerwać go mógł tylko łyk wody z plastikowej buteleczki. Tłum ludzi tak tańczył połączony miłością do bitu i basu i było trochę coś w tym mistycznego, to był rave.
   Teraz wszystko przyśpieszyło. Ludzie chcą mocnych doznań tu i teraz, po to by za chwilę dostać jeszcze mocniejsze bodźce. Tak jak kiedyś tzw. drop wkręcał się przez cały utwór, tak teraz drop wchodzi bardzo szybko czasami już po pierwszym breakdownie, który trwa zaledwie jedną czy dwie frazy. Motyw przewodni utworu - prosta melodyjka napędzającą pompującą lokomotywę eksploatowany jest ciągu kilkunastu sekund po czym następuje kolejny breakdown i wszyscy oczekują jeszcze mocniejszego jebnięcia. Dźwięki są bardziej pompatyczne, rozpędówki mają zdublowane hi-haty, a czym bardziej doniosły i przejmujący syntezator wjeżdża tym bardziej, aż prosi się aby przed wejściem bitu zpitchowany wokal zapowiedział coś w stylu "feel the bass", albo "lecimy kurwa tutaj". A ludzie już nie potrzebują plastikowych buteleczek z wodą, aby się nie odwodnić, ludzie potrzebują tą wodę, aby gdy wejdzie bit, skakać z tymi butelkami i lać woda po sobie i to jest techno naszych czasów, EDM.
   Do tego dochodzi coś, co kiedyś było nie do pomyślenia. Zresztą wtedy nie było takiego instrumentarium, oraz nie było takich możliwości sprzętowych, by produkować muzykę, w której nagle załamuje się tempo przez pół i z konkretnej wixy robi się nam trap i festiwal twerkujących pośladów, a bit z każdym taktem rozpędza się równolegle do tych trzęsących się tyłeczków i czym szybciej ten cellulit się wzbudza tym większe zagęszczenie hi-hatów i snareów. I znowu pojawia się ostatni takt i magiczne hasło "ogień kurwa", wjeżdża bit w 128 bpm i lecimy dalej z pompką. Ziomy mogą skakać.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Lista utworów do ZAiKS i STOART

DJ/Animator podczas wydarzenia sportowego.

Freestyle. Reż. Maciej Bochniak, scen. Maciej Bochniak, Sławomir Shuty